sobota, 26 kwietnia 2014

Nowe szaty Warszawy

Ach ta sztuka współczesna, co ona robi z człowiekiem! Patrzysz na wełniany sweter zamknięty w muzealnej gablotce i aż chce Ci się płakać ze wzruszenia. Warto zaznaczyć, że nie jest to żadne luksusowe, kaszmirowe cacko, ale lekko zmechacony pulower z lat 80 w różnych odcieniach zieleni, z szerokimi, opadającymi w ramionach rękawami. W takich ekstrawaganckich swetrach paradowały trzydzieści lat temu nasze mamy i babcie, ruszając na podbój miasta. I to właśnie takie swetry, wyciągane potajemnie z ich szaf, jako dzieci przymierzaliśmy z zachwytem, aby kilkanaście lat później uznać je za szczyt brzydactwa i obciachu. Na wystawie Czar Warszawy w warszawskiej Zachęcie Paulina Ołowska ponownie konfrontuje nas z zapomnianą estetyką PRL-u, nie tylko tą modową. W tle jest oczywiście stolica na progu kapitalistycznej przemiany i postać kobiety, która znajduje się w centrum tego całego bałaganu.

Odrestaurowanym neonom towarzyszy wyjątkowa instalacja - sklep marki Clemens en August.


Ze sztuką Pauliny Ołowskiej zetknęłam się po raz pierwszy kilka miesięcy temu, kiedy to na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej natrafiłam na jej Przypadkowe kolaże. Tak mi się spodobały, że powstał nawet  o nich spontaniczny post. Od początku twórczość Ołowskiej wydawała mi się lekka i prosta w odbiorze, bo dotykała tematów z pogranicza sztuki wysokiej i użytkowej, a więc takich które są estetycznie bliskie większości z nas.

Ekspozycja w warszawskiej Zachęcie była dla mnie doskonałą okazją do lepszego poznania artystki. Prace z ostatnich 10 lat twórczości Ołowskiej, wykonane w rozmaitych technikach – od malarstwa i rzeźby po różnego rodzaju instalacje, tkaninę czy kolaż zostały zgromadzone w jednym miejscu, aby  opowiedzieć historię Warszawy u schyłku PRL i początku nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Czar Warszawy jest spojrzeniem na tę polityczno-kulturową przemianę z perspektywy czasu, weryfikacją dawnych obaw, marzeń i oczekiwań.

Urodzona w 1976 roku Ołowska była naocznym świadkiem tego jak stara, socjalistyczna estetyka wędruje do lamusa, skazana na potępienie. Jako artysta próbuje na chwile wydobyć ją z mroków zapomnienia, dając jej jeszcze jedną szansę na olśnienie widza.

Na wystawie olśniewają na przykład, i to dosłownie, odrestaurowane przez artystkę neony, zupełnie inne niż te znane nam dzisiaj. Nie są zwykłymi logo wielkich firm, lecz czysto estetycznymi okazami sztuki ulicznej. Najlepszym dowodem na ich znikomą obecność we współczesnym mieście jest reakcja oprowadzanych po ekspozycji dzieci, które zapytane skąd mogą pochodzić te intrygująco brzęczące iluminacje, typowały Francję, Holandię, a nawet Chiny, zupełnie wykluczając Polskę i Warszawę.  Cóż, jak widać najciemniej jest od latarnią, bo optymistyczny fakt jest taki, że aby zobaczyć uratowane przez Ołowską neony nie musimy wcale iść do muzeum. Siatkarka na Palcu Konstytucji czy Dancing na Nowym Świecie działają właśnie dzięki artystce, która postanowiła się nimi zaopiekować.

Neon Siatkarka na Placu Konstytucji. Źródło.

Odrestaurowanym neonom w Zachęcie towarzyszy instalacja stworzona specjalnie na potrzeby wystawy – sklep z ubraniami Clemens en August – marki, która wyróżnia się tym, że można ją kupić wyłącznie w galeriach sztuki. Ubrania utrzymane w klimacie surowego minimalizmu rodem z lat 90, idealnie wpisują się w tematykę wystawy - to właśnie o takich cudeńkach mogły marzyć kobiety wkraczające w erę konsumpcjonizmu.

Bardzo podoba mi się przekorne zestawienie tego modowego pop-up shopu ze światłami dawnych neonów, które są właściwie bardziej efektowną dekoracją niż reklamą. Gibkie kobiece sylwetki, dziewczyna ułożona na koktajlowym kieliszku, napis pizza pasta sushi zamiast konkretnego produktu sprzedają marzenie o upragnionym stylu życia w nowoczesnym mieście. Ta konsumpcjonistyczna obietnica spełnia się właśnie w postaci długich wieszaków uginających się pod luksusowymi ubraniami, a widz ma okazję zastanowić się czy tego właśnie oczekiwał od nowej rzeczywistości.

Nie ma wątpliwości, że Ołowska spogląda na stolicę głównie oczami kobiet. Zanim miasto zaleje fala uśmiechniętych od ucha do ucha billboardowych dziewczyn krzyczących: Hej, bądź jak ja!, kobiety muszą radzić sobie same bez konkretnego autorytetu czy przewodnika. Na szczęście mają skuteczną broń przeciwko szarej rzeczywistości – modę.

Ubrania w PRL-u są zdecydowanie stworzone do codziennej walki z długimi kolejkami i denerwującymi urzędami. Wystarczy spojrzeć na obraz Polowanie z serii Fantastyka Stosowana. Przedstawia on ten sam zielony sweter, o którym mowa była na wstępie. Zainspirowana zdjęciami z magazynu dla pań amatorsko robiących na drutach, Ołowska maluje projekty ekstrawaganckich, bajecznie kolorowych pulowerów, wraz z sugestywnymi nazwami.  Poza modelki jest wystudiowana, ale jednocześnie pełna niezdarnego szyku, który przypomina mi stare zdjęcia mojej mamy w ogromnych, włochatych, patchworkowych kardiganach. Dziewczyna na obrazie zdaje się mówić: Lepiej nie zaczynaj ze mną chłopcze, bo to ja tu jestem myśliwym!



Ołowska absolutnie nie wstydzi się mody jako tematu artystycznego. Tematyka ubrań pojawia się na wystawie w formie tekstyliów wykonanych techniką makramy, obrazów przedstawiających nieco surrealistycznie oderwane od rzeczywistości kreacje, a także kolaży, w których zdjęcia i tekst  z Ty i ja mieszają się z wycinkami ze światowych magazynów modowych. Polska moda z lat 70 i 80 jawi się tu jako kolorowa, bogata, często starannie, ręcznie wykonana, a przede wszystkim ujmująco niezgrabna i instynktowna, co jest jednocześnie jej największą wadą i zaletą.




Według Pauliny Ołowskiej Warszawa jest kobietą. Jak każda kobieta uwielbia zmiany, a co za tym idzie, przepada za modą. Na wystawie w Zachęcie artystka uchwyca stolicę w momencie zmiany garderoby, która od teraz ma współgrać z najnowszymi trendami. Ubrana w nowy modernizm, z nutą mniej lub bardziej estetycznych tradycji, Warszawa jest na dobrej drodze do odnalezienia własnego stylu.

***

Przyznaję, na wystawę wybrałam się zdecydowanie zbyt późno, bo można ją oglądać tylko do 27 kwietnia. Mimo tego, postanowiłam zamieścić na blogu post jej poświęcony. Może dzięki niemu ktoś z Was zmieni weekendowe plany i uda mu się odwiedzić ekspozycję :). 

Czar Warszawy polecam absolutnie wszystkim – nostalgikom, warszawiakom, wielbicielom sztuki współczesnej, tym którzy PRL pamiętają dobrze i tym, którzy, tak jak ja, znają go głównie z opowieści i szaf mam i babć. Warto zajrzeć też do towarzyszącego wystawie wydawnictwa, które w pełni pokazuje różnorodność prac Ołowskiej, a przy okazji wspomina tez o kilku jej ciekawych projektach związanych z modą. Ale o tym już może w innym poście.


Źródło zdjęć z wystawy: materiały prasowe Zachęty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz