środa, 4 września 2013

Architektura folkloru

Co mówi nam tytuł wystawy Ubranie. Ćwiczenia z architektury i anatomii? Większość zapewne spodziewałaby się minimalistycznych, architektonicznych kreacji w nurcie futuryzmu, które na nowo próbują zbudować naszą sylwetkę, często bezlitośnie ją zniekształcając. A tu niespodzianka – wystawa, o której będzie mowa trwa w krakowskim Muzeum Etnograficznym i dotyczy… strojów ludowych.

Źródło: http://etnomuzeum.eu/file/top/28gb_848.jpg


Do Muzeum Etnograficznego trafiłam dosłownie kilka godzin przed niedzielnym wyjazdem z Krakowa i za darmo obejrzałam jedną z najlepszych w moim krótkim życiu, polskich wystaw poświęconych modzie. Dlaczego była tak udana? Przede wszystkim dlatego, że wyjątkowe było podejście jej organizatorów, którzy zdecydowali się podjąć niełatwą próbę ożywienia mody ludowej. Zwykle oglądana na manekinach za szybką (jak zresztą można ją zobaczyć na ekspozycji stałej muzeum) daje wrażenie dystansu, archaiczności. Przykłady strojów  z poszczególnych regionów ze swoimi charakterystycznymi elementami pełnią niewątpliwą rolę edukacyjną, ale przyczyniają się też do kojarzenia ubioru ludowego z pewnym archetypem, kostiumem teatralnym, zupełnie oderwanym od rzeczywistości.

Ekspozycja stała muzeum

Jeden ze strojów szczególnie zwrócił moją uwagę. To strój krzczonowski z charakterystyczną, baskinką, która w połączeniu z gorsetem pięknie modeluje sylwetkę. 
A przecież nie tak dawno temu te ubrania ktoś nosił, dbał o nie, przekazywał z pokolenia na pokolenie. Dla takich ludzi odświętny strój z pewnością był czymś więcej niż paradnym przebraniem.  To ekspresja tożsamości, tego jakimi pragnęli być postrzegani, a także element codzienności, który wiele mówi o nich samych. Wystawa w Muzeum Etnograficznym jest wyjątkowa, bo na chwilę zdejmuje z ubrań ludowych metkę eksponatów muzealnych i pozwala spojrzeć na nie z perspektywy samych użytkowników.

Przyglądamy się więc bliżej i co widzimy? Przykłady strojów ludowych z przełomu XIX i XX wieku, które zamiast miejsca pochodzenia czy okresu, w którym powstały, łączy zupełnie coś innego, dostrzegalnego od samego początku, a jednak trudnego do zdefiniowania. To pewna naturalność, która od nich bije. Swobodnie wyeksponowanie elementów ubioru, wiszących na sznurkach czy wieszakach, pozbawia strój ludowy patosu, który zazwyczaj towarzyszy jego oglądaniu i niewątpliwie przyczynia się do lepszego odbioru wystawy. 



Przepiękne, bogato zdobione, kobiece trzewiki.
Ubrania mogą być wreszcie postrzegane w kontekście przemian społecznych i gospodarczych, a także jako własność indywidualna. Były przecież dla mieszkańców wsi bardzo cenne, a co za tym idzie starannie szyte, konserwowane, przez lata dostosowywane do właściciela. I właśnie dzięki temu są przykładem mody żywej, moim zdaniem nawet bardziej prawdziwej niż ta dworska i wielkomiejska. Nietypowa ekspozycja ubrań umożliwia obejrzenie ich dosłownie ze wszystkich stron. Tak na przykład w przypadku gorsetów, możemy przyjrzeć się odwrotowi (wcale nie gorzej wykończonemu!), na którym widać między innymi ślady licznych poprawek krawieckich. 





Brak gablotek zachęca do podejścia bliżej, dokładnej kontemplacji wzorów, haftów, materiału. Dla tych, którym ciężko oprzeć się pokusie dotknięcia eksponatów, muzeum przygotowało próbki materiałów z których szyto stroje. Można więc do woli dotykać między innymi wełnianego adamaszku, tiulu, flaneli, sukna, tybetu góralskiego. To bardzo ważny element całej wystawy, bo przecież obcowanie z materiałem najlepiej pozwala zrozumieć jakie kroje i konstrukcje mogły z niego powstawać.



I tu dochodzimy do sedna ekspozycji, jej tematu przewodniego, czyli architektury ubioru ludowego. Jak strój ludowy kształtował sylwetkę? Czy ją podkreślał, a może zniekształcał? Eksponaty zostały pogrupowane według płci i elementu ubioru. Przy każdym z nich znajduje się dokładna deskrypcja – materiał i rok w którym powstał i ewentualne cechy charakterystyczne. Oprócz tego przy każdej „sekcji” znajdziemy zwięzłe, ciekawe, a na dodatek bardzo estetycznie rozmieszczone opisy tego, jak dany strój miał kształtować sylwetkę.

Przełom wieków jest okresem, kiedy coraz wyraźniej zaznacza się różnica pomiędzy sylwetką damską a męską. Ta pierwsza podkreśla kobiece kształty, ta druga zaś dąży do uproszczenia. Szyta z ciężkiego sukna sukmana - rozkloszowana i o mocnych ramionach, zaznacza silną, dostojną sylwetkę gospodarza, a gorsety i obszerne spódnice (niektóre o obwodzie bliskim 5 metrów) nadają ciału kobiet odpowiedni wygląd. Nie bez znaczenia w wyglądzie sylwetki jest też wygoda i dostosowanie do warunków geograficznych. Na przykład portki górali były znacznie bardziej obcisłe niż w pozostałych regionach, co umożliwiało swobodne poruszanie się w górzystym terenie.

Sukmana, tzw. "chrzanówka"


Dzięki wystawie strój ludowy na nowo zafascynował mnie przez pewną dwoistość swojej natury – z jednej strony pozostawał niesamowicie charakterystyczny i barwny, wyrażający oryginalność i odrębność wsi, z drugiej zaś był namiastką czegoś luksusowego, tęsknotą za blichtrem dworskiego życia i chęcią naśladowania go. Dokładnie przyglądając się eksponatom, spostrzeżemy, że zmiany mody w „wielkim świecie” wyraźnie zaznaczały się w formie stroju ludowego. Wraz z wynalezieniem krynoliny w 1856 i epoką ogromnych, rozkloszowanych dołów sukni, spódnice ubiorów ludowych stawały się coraz obszerniejsze. Stosowano rozmaite usztywnienia, wszywano wiklinowe stelaże, wreszcie zakładano nawet 5 spódnic na raz, aby uzyskać efekt podobny do stroju dworskich dam. Zaś w latach 30 XX wieku, idąc za światową modą spódnice uległy znacznemu skróceniu, sięgając lekko za kolana. Na ewolucję stroju ludowego miała też wpływ rewolucja przemysłowa. Dostęp do różnorodnych tkanin i barwników zdecydowanie pozwolił ludowym rzemieślnikom puścić wodzę fantazji . Wcześniej używano tylko naturalnych tkanin jak len i wełna, farbując je na kila kolorów za pomocą występujących w przyrodzie barwników. Najbardziej pożądanym i luksusowym kolorem była trudna do uzyskania czerwień, toteż używano jej głównie w detalach. To dzięki upowszechnionym w XX wieku sztucznym barwnikom ukształtowały się wielobarwne stroje, które znamy dziś. Wiejskie kobiety do tego stopnia pragnęły być „na czasie”, że stare, szarobure stroje pruły, aby nici oddać do farbowania i jak najszybciej uszyć nowe ubranie.

Gorset, który pastelową kolorystyką zdaje się dyskretnie nawiązywać do mody dworskiej.
Ogromnym plusem wystawy jest jej interaktywność. Oprócz wspomnianej już możliwości dotknięcia materiałów, zwiedzający może przymierzyć płótniankę, a także w papierze wyciąć jej krój, przekonując się o tym, jak na dobrą sprawę jest prosty. Cała wystawa bardzo oswaja z tematem kroju i konstrukcji i na pewno będzie zachętą do nauki szycia dla tych którzy, tak jak ja, chcieliby zacząć, ale przerażają ich wykroje.

Płótnianki gotowe do przymiarki. 
Koszula - twór rąk własnych wiejskiej gospodyni. Jak się okazało o całkiem prostej konstrukcji.
Wszyscy zwiedzający dostają dodatkowo darmową, dwujęzyczną gazetkę, w której znajdą dwa bardzo przystępnie napisane artykuły przybliżające założenia wystawy i rozwój stroju ludowego na tle przemian społecznych i przemysłowych, a także uproszczone szkice poszczególnych elementów ludowej garderoby wraz z nazwami. Po przejrzeniu tego dodatku z pewnością będziecie odróżniali jakę od spencera, no i dowiecie się jak wyglądają „wściekłe portki”.

Wystawę można obejrzeć w Muzeum Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie jeszcze do 27 października, serdecznie polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz