Czy projektant mody
jest artystą, a jego kreacje dziełami sztuki? Gdyby stworzono listę siedmiu
modowych problemów milenijnych, to pytanie z pewnością byłoby na jej szczycie. Wobec
rosnącej liczy wystaw i naukowych publikacji poświęconych modzie, wielu skłania
się ku sklasyfikowaniu jej jako sztuki,
choć rzecz jasna są również tacy, którzy zgłaszają wątpliwości, czy faktycznie
zasługuje ona na taką nobilitację. Dość nietypowe i radykalne podejście do całego
tematu miał surrealistyczny artysta Max Ernst, który w 1919 stworzył zbiór
litografii krzyczący… Niech żyje moda, precz ze sztuką!
Ośmioelementowy zbiór litografii Ernsta jest znakomitym
przykładem zainteresowania surrealistów modą. Fiat modes, pereat ars, bo taki jest oryginalny tytuł prac, przekornie stawia profesję krawca, projektanta
ponad profesją artysty. Moda wydaje się być tworem bardziej żywym, plastycznym,
ciągle łaknącym nowości i innowacji,
podczas gdy tradycyjna sztuka jest sztywna, niezmienna, nie akceptuje
radykalnych transformacji. Jej rozwój jest mozolny, wprowadzenie jakichkolwiek
zmian do jej kanonu zajmuje długie lata. A moda? Dziś jeszcze nosimy długie,
zwiewne suknie, jutro krótkie i obcisłe. Każdy sezon przynosi nowe, ekscytujące
zmiany, którym chcąc nie chcąc się podporządkowujemy.
Litografie Ernsta przedstawiają projektanta przy pracy.
Postaci przyjmują formę bryłowatych manekinów, sugerując wyraźną inspirację
włoskim artystą Giorgio de Chirico i jego metafizycznym malarstwem. Manekin, u
de Chirico będący symbolem człowieka, u Ernsta kojarzy się również z modą. Być
może niemiecki surrealista sugeruje w ten sposób, że moda jest metaforą nas
samych? Litografie stylizowane na rysunki techniczne z przeróżnymi, jak na surrealizm
przystało bezsensowymi, równaniami, tajemniczymi machinami i napisami w wielu językach
zdają się być próbą nadania modzie naukowego znaczenia lub chociaż podkreślenia
jej złożoności i kunsztu. Grafiki Ernsta można też odbierać
jako parodię człowieka witruwiańskiego da Vinci. Podczas gdy ten ostatni stawia
człowieka w centrum wszystkich obliczeń, pierwszy umieszcza tam manekina, a
więc po części również modę. Projektant jest przez Ernsta gloryfikowany,
postawiony wyżej niż malarze i rzeźbiarze. W końcu krawiec pracuje na materiale
bardziej wiotkim, plastycznym i na dodatek wchodzącym jeszcze w interakcję z
ludzkim ciałem! To dopiero sztuka, czyż nie?
Źródło zdjęć: MoMA |
Deklaracja Ernsta jest przede wszystkim symbolem jego protestu wobec starej,
skostniałej estetyki i potwierdzeniem przynależności do kręgu Dada. Zdradzają to
napisy Dadamax ERNST oraz DaDa NoBis PACIS (pisane wspak) będące
transformacją łacińskiego Dona Nobis Pacem,
czyli Dajcie nam spokój. Dada i
surrealizm promowały sztukę, która dążyła do zburzenia tego spokoju. Sztukę,
która jest popularna, ogólnodostępna, którą można wręcz pomylić z uliczną
reklamą. Dziełem sztuki mógł być właściwie każdy obiekt, czemu więc nie ubranie?
To zabawne, że kiedy obserwuję grafiki Ernsta nasuwa mi się
z skojarzenie z projektantem, który z surrealizmem niewiele miał wspólnego – Cristobalem
Balenciagą. Jestem właśnie w trakcie czytania biografii mistrza haute couture,
podziwiam jego matematyczną wręcz precyzję w kroju i konstrukcji. Patrząc na Fiat
modes, pereat ars mam wrażenie, że jestem w umyśle genialnego krawca pokroju
Cristobala i obserwuję proces, w którym rodzi się kolejna wspaniała kreacja.
Proces, którego do końca nie rozumiem, ale wiem, że jest od początku do końca
przemyślany i że wyniknie z niego coś naprawdę pięknego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz